Rośnie odsetek osób, zwłaszcza kobiet, których skóra jest bardzo wrażliwa. Nie znosi codziennych zabiegów higienicznych, pielęgnacyjnych, suchego powietrza i niskich temperatur. W okresie jesienno-zimowym nawet spacery kończą się jej podrażnieniem. W świetle dzisiejszej wiedzy nie istnieje już jednak taki typ jak skóra wrażliwa czy nadwrażliwa. Ostatnio w dermatologii wyodrębniono nową jednostkę chorobową, tzw. zespół wrażliwej skóry (sensitive skin syndrome, SSS).
Objawami tej choroby są: suchość, łagodny rumień, poszerzone naczynka krwionośne, tzw. teleangiektazje, niewielkie złuszczanie. Skóra szczypie i piecze. Dolegliwości są z pozoru banalne, dlatego pacjenci często je lekceważą. Tymczasem jest to problem, z którym należy zgłosić się do lekarza. Chociaż faktem jest, że nie wszyscy dermatolodzy potrafią już diagnozować i leczyć nową chorobę, jaką jest zespół wrażliwej skóry. Podczas ostatniego zjazdu dermatologicznego w Monte Carlo słyszałam, że w przypadku podrażnionej skóry wystarczy zalecić sterydy. Pomagają, ale tylko „na chwilę” – problem powraca. Dlatego w przypadku SSS potrzebne jest specjalne leczenie. Niestety, nie jest ono ani krótkie, ani łatwe, zwłaszcza jeśli zespół wrażliwej skóry towarzyszy – co zdarza się często – innym chorobom, np. trądzikowi młodzieńczemu, różowatemu i ludzi dorosłych, atopowemu czy łojotokowemu zapaleniu skóry. Pacjenci myślą, że dolegliwości są związane z zaostrzeniem choroby. A to całkiem inny problem wymagający leczenia.
Wiele osób całymi latami nie może dać sobie rady z suchą, lekko zaczerwienioną, szczypiącą skórą. Jeśli zgłaszają się do mojego gabinetu, to najczęściej z powodu innego problemu dermatologicznego. Zespół wrażliwej skóry diagnozuję więc przy okazji. Niestety, późna diagnoza utrudnia i wydłuża leczenie. Im szybciej pacjent zgłosi się do lekarza, który postawi dobre rozpoznanie, tym szybciej terapia przyniesie dobre efekty.
Jakie przyczyny SSS?
Za główną przyczynę SSS uważa się rosnące zanieczyszczenie środowiska. Coraz więcej związków osiada na naszej skórze i przenika do jej głębokich warstw. Normalnie cząsteczki zanieczyszczeń powinny być zatrzymane przez naskórek, który pełni rolę naturalnej bariery ochronnej. Wzrasta jednak odsetek ludzi, u których jest on nieszczelny. Mówiąc obrazowo, przypomina durszlak. Przypuszcza się, że skłonność do „dziurawienia” naskórka ma podłoże genetyczne. Lipidy międzykomórkowe, spajające komórki niczym zaprawa murarska – cegły, mają zmienioną budowę. Spoiwo jest przez to bardziej przepuszczalne, więc naskórek przestaje pełnić swoją ochronną funkcję. To najprostsza z teorii. Według mnie etiologia SSS jest bardziej skomplikowana. Ważną rolę wydają się odgrywać mechanizmy odpornościowe.
Które kosmetyki szkodzą?
Skórę, której naskórek staje się „podziurawiony” i przepuszczalny, drażnią nie tylko agresywne cząsteczki zanieczyszczeń, lecz także zawarte w kosmetykach konserwanty, barwniki, zapachy. Dla zdrowej skóry nie stanowią one zagrożenia. Jeśli jednak skóra jest sucha, podrażniona, zaczerwieniona, czyli po prostu chora, to owe składniki zaczynają się wchłaniać głębiej niż powinny. Oprócz podrażnienia może pojawić się uczulenie. Uczulające działania mają zwłaszcza konserwanty.
Wydaje się, że wystarczy stosować kosmetyki, które nie zawierają konserwujących dodatków. Nie ma się jednak co łudzić, że znajdziemy krem, szampon, odżywkę niezawierającą tych substancji. Z moich ponad 10-letnich obserwacji wynika, że właśnie szampony, odżywki do włosów, a także żele czy mydła do mycia rąk to kosmetyki, z powodu których wynika najwięcej kłopotów ze skórą wrażliwą. W tej sytuacji ważne jest, aby ustalić, jakie preparaty kosmetyczne i jakie konserwanty szkodzą pacjentowi. Nie jest to łatwe, ale możliwe do sprawdzenia za pomocą testów alergicznych. W naszej Klinice stosujemy testy na obecność 80 alergenów, używając specjalnych szwedzkich zestawów do badań alergii kontaktowych.
Co szkodzi pacjentowi, można jednak wywnioskować już tylko na podstawie samej lokalizacji zmian.
Zaczerwienienie całej twarzy oznacza, że przyczyną problemu są najprawdopodobniej kosmetyki do mycia twarzy.
Zmiany na czole i kościach policzkowych wskazują na szampony, które ściekają na skórę podczas mycia głowy.
Zmiany zlokalizowane w bruzdach nosowo-wargowych sugerują uczulenie od kremu do twarzy albo do rąk (albo żelu do mycia rąk). Zapachy i konserwanty w mydłach spłukują się z rąk bardzo trudno. Wystarczy więc dotknąć twarzy, aby skóra zareagowała podrażnieniem albo uczuleniem.
Od diagnozy do leczenia
Aby ustalić, co jest powodem problemów ze skórą, należy przeanalizować skład „podejrzanych” kosmetyków, a następnie porównać go z wynikami testu na alergie.
Rozpoznanie drażniących czy uczulających związków nie zawsze oznacza jednak, że zbliżamy się do rozwiązania problemu. Nawet jeśli zrezygnujemy z kosmetyku, który je zawiera, podrażnić i uczulać może wiele innych, mających te same związki w swoim składzie. Mogą się one znajdować także w jedzeniu albo lekach. Trzeba więc wprowadzać kolejne ograniczenia. Niekiedy musi minąć wiele czasu zanim przyniosą one w końcu oczekiwany efekt. Jeśli w grę wchodzą tzw. alergie krzyżowe, potrzeba nawet 3-4 lat, aby doprowadzić skórę do zdrowia.
Pacjenci z zespołem wrażliwej skóry muszą nie tylko unikać wytypowanych kosmetyków (czasem też proszków do prania czy produktów spożywczych), lecz także przestrzegać pewnych zasad w codziennej pielęgnacji. Do mycia najlepiej używać specjalnych mydeł natłuszczających, tzw. syndetów albo płynów micelarnych, a na oczyszczoną twarz nakładać kremy z lipidami, które są podstawą w leczeniu syndromu wrażliwej skóry. Pacjentom kojarzą się z tłustymi, ciężkimi preparatami, jednak dzisiaj, dzięki nowoczesnym technologiom, nie są one takie mażące i nieprzyjemne w użyciu. Nie da się natomiast tych preparatów pominąć, bo dostarczanie skórze lipidów to jedyny sposób, by naprawić uszkodzoną barierę naskórkową. Naprawiony naskórek nie będzie już przepuszczał drażniących cząsteczek i związków do skóry właściwej, a ponadto będzie lepiej zatrzymywał wodę. Ustąpi więc suchość skóry.
Syndrom wrażliwej skóry można wyleczyć. Wymaga to jednak czasu i konsekwencji. Pacjenci, którzy to rozumieją, nie ulegają reklamom i nie próbują eksperymentować z nowymi kosmetykami. Stosują tylko to, co im zaleciłam, nawet przez wiele, wiele lat. Jeśli po długim czasie trafiają do mojego gabinetu, to nie z powodu SSS tylko zupełnie innych problemów dermatologicznych.